* * *
Halucynacje. Urojenia. Zupełnie dziwaczne zachowania. Moje życie nie jest łatwe. Pełne nieporozumień, bólu, cierpienia i smutku, zwłaszcza, gdy widzę jak moi rodzice się ze mną męczą. Przykro mi kiedy uświadamiam sobie, że niszczę im życie, że przeze mnie mają problemy, że ja jestem ich problemem. Nie chodzę do normalnej szkoły, boję się. Dosłownie wszystkiego. Ostatnio znów odwiedziłam szpital, chciałam wydrapać sobie oczy. Może dla Ciebie jest to śmieszne, ale ja już nie daję rady. Boję się oddychać tym powietrzem, które mnie otacza. To powietrze mnie zabija.
Boję się obudzić, bo wiem, że kolejnego dnia wcale nie będzie lepiej. Wiem, że moją chorobę da się wyleczyć, jednak żaden z lekarzy nie podjął się tego wyzwania. Skazują mnie na straty. Słyszałam nawet jak jeden z nich mówił, że Bóg jeden wie co w mojej głowie się teraz dzieje. No tak mam jeszcze depresję, nie chcę z nikim rozmawiać. Ciągle siedzę w łóżku, piszę. To jedyne co potrafi jeszcze wywołać u mnie jakieś emocje. Wszystko inne przestało działać. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Mam wrażenie, że nawet rodzina mnie unika. Nie dziwię się. Sama mam siebie dość. Pewnie kiedy to przeczytasz, ja będę już w niebie.. Jeśli Bóg da mi tą szansę, a wierzę, że mi ją da. Bóg mnie kocha. Dlatego wzywa mnie do siebie, bo to właśnie już mój czas. Chce bym była u jego boku, bym czuwała nad swoimi bliskimi, bym była ich Aniołem Stróżem i otaczała ich troską i miłością, której sama nie otrzymałam.
Moi rodzice rozwiedli się już bardzo dawno temu. Tata zniknął, nie chciał nas. Mama nie wiedziała co ma zrobić, wciąż kochała tatę. Zaczęła pić. Zapomniała o mnie. Ja byłam zbyt młoda by zrozumieć co dzieje się wokół mnie, ale w końcu do mnie dotarło. Zostałam sama. Porzucona. Niechciana. Chora.
Mimo to kocham ich. Dali mi życie, a to najcenniejszy dar. Nie mam im za złe tego co się wydarzyło. To nie ich wina. Tak musiało być. Nie zawsze od nas zależy jak potoczy się nasze życie. Przecież gdyby tak było nie byłabym chora. Nie byłabym samotna. Nie byłoby mnie.
Już od kilku miesięcy jestem w śpiączce. Chciałam popełnić samobójstwo. Nie udało się. Stałam na moście. Chciałam skoczyć. Patrzyłam w dół i chciałam spaść, ale bałam się. Bałam się, że się nie uda. Moje obawy się potwierdziły. Odważyłam się. Skoczyłam, spadłam, połamałam chyba każdą kość w moim ciele, zabiłam swoje ciało, ale serce wciąż walczyło. Dla Ciebie. Wiedziałam, że we mnie wierzysz, że co nos widzisz mnie w snach, że dniami i nocami przesiadujesz przy moim łóżku, trzymając moją dłoń i płacząc, i błagając o cud. Ale ja już dawno się poddałam. Przecież.. Gdyby chciała żyć wcale bym tego nie zrobiła. Jednak wiem, że mi wybaczysz. Kocham Cię i tęsknię.
* * *
Ryczę ;(
OdpowiedzUsuńzajebiste*.* popłakałam się:c pisz dalej♥
OdpowiedzUsuńJezu, to jest takie PIĘKNE! *.* Masz prawdziwy dar, talent... Kocham czytać takie mądre, zrozumiałe, wspaniałe opisy <3 To jest magia, która rodzi się w człowieku. Piękne, naprawdę, jeden z najlepszych blogów jakie czytałam. Pisz dalej i rozwijaj swój talent!! :*
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie
http://littledreamdirection.blogspot.com/