niedziela, 12 stycznia 2014

Imagin II. Wena.

Cała ta sytuacja nie dawała mi ani chwili spokoju. Moje myśli krążyły wciąż wokół tej samej myśli, wokół tego samego miejsca. W końcu nie wytrzymałam i wstałam z łóżka zaświecając uprzednio lampkę, która czuwała na szafeczce nocnej. Dodawała nieco światła do mojego ponurego pokoju, ale to nic nadzwyczajnego. W końcu była noc, a ja nie mogłam spać. Znowu. Wyszłam na paluszkach ze swojego pokoju by nie obudzić rodziny i udałam się na strych, tam gdzie nigdy nie dane mi było wejść. Mimo, że w drzwiach tych nie było żadnego zamka były one zamknięte. Ruszyłam w górę po kręconych schodach i poruszając się bezszelestnie starałam się opanować ciekawość, która z każdą chwilą coraz bardziej mnie denerwowała. Uniosłam wzrok ku górze i ujrzałam stare, ciemne wykonane z dębowego drewna drzwi. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze z ust po czym wyciągnęłam dłoń w kierunku klamki. Położyłam na niej palce, była zimna. Nacisnęłam ją z całej siły w dół, a drzwi, ku mojemu zdziwieniu, ustąpiły. Z lekkim zgrzytem otwarły się na oścież ukazując przerażającą ciemność ukrytą przez tak długi czas za sobą. Jedyne co udało mi się zobaczyć to srebrna, połyskująca w świetle księżyca linka wisząca u sufitu i kończąca się na wysokości moich ramion. Zrobiłam krok w jej stronę i położyłam dłoń na mosiężnej rączce wstrzymując momentalnie oddech. Pociągnęłam ją w dół, a poddasze oświetliło mocne światło pochodzące ze szklanych żyrandoli. Z podziwem rozglądnęłam się w koło. Piękne, złote ściany, drewniana podłoga, ciemne, dębowe meble.. To wszystko wyglądało na niesamowicie stare i kosztowne. Jedyną rzeczą, która całkowicie tu nie pasowała było rozbite okno po drugiej stronie pokoju. Nagle zawiał ostry wiatr, przez który się zachwiałam, a lampy spadły na podłogę rozbijając się z hukiem. Światło zgasło, drzwi się zatrzasnęły. Szybko pobiegłam w nich stronę i zaczęłam szarpać klamkę. Niestety, wszystko było na nic. Zamknięte. Poczułam jedynie nieprzyjemny chłód na karku oraz szybsze bicie mojego serca. Odwróciłam się i zaczęłam bić powietrze. Trafiłam w coś. Odskoczyłam przerażona w tył po chwili przyciskając plecy do ściany. Świecie zapłonęły powiększając zakres mojego widoku o niecałe kilka kroków. Zobaczyłam postać chowającą twarz w dłoniach. Zaczęła się do mnie zbliżać, a ja zaczęłam coraz bardziej odczuwać strach. "I po co tu przylazłaś, Mel!" skarciłam się w myślach. Starałam się choć trochę zapanować na moim drżącym ciałem, niestety na marne.
- Zostaw mnie -wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Postać podniosła głowę do góry ukazując swoją twarz. Delikatne rysy, błękitne świdrujące mnie oczy, czarne włosy i dziwne ślady na prawym policzku. Chłopak.
- Ja mam Cię zostawić? To Ty mnie uderzyłaś! -usłyszałam oburzony, męski głos. Zacisnęłam usta w cienką linijkę mrużąc przy tym oczy. Starałam się dokładniej przyjrzeć owej osobie. Nagle usłyszałam ciche westchnięcie i światło znów się zapaliło. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie byłam tam gdzie jeszcze kilka minut temu. Teraz pomieszczenie było przytulne i bardziej nowoczesne. Drzwi przez które tutaj weszłam po prostu zniknęły. Rozpłynęły się.
- Gdzie ja jestem? -zapytałam z wyraźną paniką w głosie rozglądając się w koło. Najwyraźniej rozbawiłam swoim zachowaniem nieznanego mi chłopaka, bo zaśmiał się patrząc na mnie. Zmarszczyłam lekko brwi i spojrzałam na niego jeszcze bardziej przylegając do ściany. Jednak widząc moją powagę i zachowanie również spoważniał.
- To Ty.. Nie żartujesz? -zapytał zakłopotany drapiąc się po skroni. Zaprzeczyłam kręcąc głową na boki, a on westchnął ciężko i podszedł do fotela, w którym po chwili się rozsiadł. Rozłożył dłoń, a nagle pojawił się na niej wisiorek, który bardzo dobrze znałam. Był on w kształcie pentagramu runicznego, wykonany z brązu. Skrzywiłam się i szybko do niego podeszłam starając się wyrwać mu wisior z ręki. Niestety był szybszy.
- Skąd to masz?! -krzyknęłam wściekła, a on rozbawiony spojrzał na mnie rozsiadając się wygodniej i wyciągając nogi na stole. Przyjrzał się amuletowi po czym ugryzł go.
- Fuuj, nie dobre. -powiedział wycierając usta wierzchem swojej dłoni.
- Zostaw to! Zepsujesz! -warknęłam tym razem już wyrywając mu talizman z dłoni. Zacisnęłam go w swojej uprzednio ocierając go ze śliny nieznajomego. Chroniłam go niczym swojego serca, bo po części miał dla mnie właśnie takie znaczenie. Spojrzałam na niego ze złością zaciskając dłonie w pięści. Pokręcił głową rozbawiony, po czym pstryknął palcami. Nagle wszystko się rozpłynęło, a ja straciłam przytomność i obudziłam się zasapana i strasznie zmęczona w swoim łóżku zaciskając w dłoni amulet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz